środa, 15 maja 2013

Słodki jak kawa ‹SeKai›


Tytuł: Słodki jak kawa
Długość: 1.644 słowa - oneshot
Pairing: SeKai
Rodzaj: romans
Rating: R
Opis: Praca u Jongina polega na wielu aktywnościach. Problemy zaczynają się, kiedy Kai postanawia dowiedzieć się więcej o Sehunie, powoli  burząc relację "szef-pracownik", a Luhan staje się coraz bardziej irytujący przez przedmiotowe traktowanie ludzi. Mimo tego Sehun jest jak nakręcona zepsuta zabawka - ciągle wraca, psując swoje i tak już chwiejące się wnętrze.

 

Długi palec sunący po powierzchni białej porcelany. Na dół, jeszcze niżej… Aż będzie miał dosyć. Do momentu, kiedy zapragnie chwycić to cholerstwo i rozbić w drobny mak, kalecząc się później na jego odłamkach.
Nie, nie chodziło tu o ciało Sehuna. W żadnym wypadku.
Jongin chwycił kubek płynnym ruchem przystawiając go do swoich ust. Musiał całkiem mocno odchylić głowę – aromatycznego napoju z każdą chwilą było coraz mniej. Fakt ten zmusił chłopaka do zaparzenia nowej porcji i po raz kolejny wsypania do środka niebotycznej ilości cukru.
Nie wiedział która to była kawa tej nocy.
Wiedział natomiast, że ten gnojek znowu to robił.
Brunet przymknął oczy rozciągając swój obolały kark. Powolnym krokiem podszedł do oszklonej ściany – nigdzie mu się nie śpieszyło. W przeciwieństwie do kolorowych świateł, które migały teraz dziesiątki metrów pod jego stopami. Świateł zatopionych w ciemnych ulicach ruchliwego miasta.
Wiedział, że on gdzieś tam jest. W sumie nie powinno go to obchodzić. Cała ta umowa pomiędzy nimi, jej treść i zasady – wszystko powoli sypało się każdego wieczoru, kiedy Sehun znikał gdzieś w odmętach tego syfu i wracał jak gdyby nigdy nic się nie stało.
Takie przynajmniej wrażenie miał Jongin.
Po co czeka? Powinien już dawno położyć się spać i mieć wszystko serdecznie w dupie. Bo tak miało być od samego początku. Dopóki sobie nie wymyślił, że mu zależy.
A zresztą, kogo to obchodzi.
Jongin odwrócił się od okna dmuchając do wnętrza rozgrzanego naczynia. Powłóczył zmęczonymi nogami, aż do eleganckiej kanapy na którą bezwiednie opadł – nie miał już po prostu siły. Życie w biegu, sława, samotność. Wszystko na jednej głowie. To za dużo.
Chociaż nogi bolały go nie tylko z tego jednego powodu. Sehun wiedział z jakiego.
Chłopak rozprostował kończyny uśmiechając się pomimo swojego podłego nastroju. Może rzeczywiście powinien to przerwać i zatracić się w tym co było dla młodego człowieka najważniejsze – w pracy. Ale po co, kiedy tak jest zabawniej… I ciekawiej.
Jego przymknięte powieki drgnęły nieznacznie na dźwięk otwieranego zamka drzwi. Uśmiech zniknął mu z twarzy.
W cichym mieszkaniu słyszał dokładnie każdy szelest tworzony przez Sehuna. Oczywiście próbował poruszać się jak najciszej – jednak w przestronnym apartamencie kroki wręcz odbijały się od ścian tworząc coś na wzór słabego echa.
Odgłosy powoli przeniosły się do salonu, w którym siedział brunet. Moment później Jongin usłyszał stłumione parsknięcie – przybysz najwidoczniej przestał martwić się tym, ile narobi hałasu wchodząc do mieszkania w środku nocy. Jakby to było najnormalniejsze w świecie po prostu przeszedł obok zatrzymując się dopiero na dźwięk znajomego głosu.
- I co? Tym razem też mi nie powiesz?
Jongin podniósł głowę z oparcia kierując wzrok na wysoką postać stojącą zaledwie parę metrów od niego. Sehun był odwrócony do niego plecami – nawet nie zadał sobie trudu, żeby odpowiedzieć na pytanie. Zamiast tego podszedł do najbliższego krzesła i niedbale rzucił na nie swoją kurtkę. Zaraz potem skierował się do następnego; odsunął je od stołu.
Wiedział, że był obserwowany. Przyzwyczaił się do tego. Codziennie, pary oczu patrzyły na każdy jego ruch. Każdy gest. Choćby mrugnięcie powiek, drgnięcie różowych warg… Taka praca.
Usiadł przeczesując włosy cienkimi palcami. Podniósł ciemne oczy i wbił je w te należące do jego rozmówcy.
- Znowu czekasz? To do ciebie niepodobne… Zacząłeś się interesować swoją zabawką – Sehun oblizał dolną wargę, najwyraźniej rozbawiony całą sytuacją. Jongin przewrócił oczami. On nie miał powodów do śmiechu.
- Denerwujesz mnie… Ilu ich jeszcze jest? Może nie powinieneś tu w ogóle wracać? Co z tym całym Luhanem? Miał za mało kasy? A może sam cię wywalił, chociaż ciągle do niego wracasz? Nie ważne ile razy pytam, ty i tak mi nie powiesz…
Blondyn momentalnie spoważniał prostując się na drewnianym krześle. Zmierzył ciemnoskórego zirytowanym wzrokiem, po czym wstał i podszedł szybkim krokiem do kanapy. Nie wahając się ani chwili pochylił się nad Jonginem mocno opierając dłonie o jego uda.
- Nie. Interesuj. Się. To nie twoja pierdolona sprawa. – Sehun uśmiechnął się słodko na widok mrużących się oczu. – A Luhan po prostu stosuje się do umowy. Nie to co ty.
Młodszy przygryzł wargę i podniósł się do góry. Odwrócił się w stronę drzwi od sypialni.  Jongin zmierzył go badawczym wzrokiem.
- Przestań węszyć, Kai. Inaczej będę musiał zrezygnować. I pójść stąd, na zawsze.
Tym razem to na twarzy Jongina pojawił się uśmiech, aby zaraz zamienić się w głośny śmiech. Blondyn dalej spokojnie (jak mu się wydawało) stał na swoim miejscu wpatrując się tępo w podłogę.
- Tak? A to coś nowego. Myślałem, że niczego już się nie dowiem z twoich żałosnych wypowiedzi. Powinienem zapytać kogoś bardziej wylewnego. Jak sądzisz, ile dowiedziałbym się od twojego Luhana?
Brunet obserwował jak z każdym jego słowem sylwetka Sehuna sztywnieje, a jego palce nerwowo bawią się końcem rękawa.
- On nie jest mój. – Rzucił szorstko przez ramię. – To ja jestem jego.
Po tym zdaniu w pokoju nastała głucha cisza - zajmowana tylko przez głuche brzęczenie żarówek zapalonych w pomieszczeniu i nieregularne odgłosy ulicy. Jongin westchnął ciężko przecierając twarz wewnętrzną stroną dłoni. Męczące.
Wstał z kanapy i bezgłośnie odłożył kubek na stojącą nieopodal szklaną ławę. Bezczelnie przerywając ciszę przeszedł parę kroków żeby wyciągnąć rękę i położyć ją na ramieniu chłopaka. Z początku jego palce po prostu spoczywały na ciele blondyna muskając odsłoniętą skórę – chwilę później zacisnęły się na niej mocniej, próbując zwrócić na siebie uwagę.
- Pozwól mi go odciągnąć od ciebie…
Cisza.
Po pięciu krótkich sekundach ręka gwałtownie strącona wcześniej przez Sehuna przyciskała go teraz do ciemnej ściany. Zacisnął powieki kiedy na skutek zderzenia z jego płuc uciekła połowa znajdującego się tam powietrza. Wiedział, że walka z Kaiem w takim momencie nie ma najmniejszego znaczenia – dlatego spróbował użyć siły swoich słów.
- Czego w takim razie chcesz?! Naprawić moje życie? Trzeba było w pierwszej kolejności nie pakować się w to całe gówno. Gdybyś trzymał czasami w ryzach ten swój ciekawski tyłek, wszystko byłoby prostsze…
Jongin przechylił głowę patrząc spod grzywki na zmachanego chłopaka. Jego podniesiony głos wbrew oczekiwaniom go nie zaskoczył – wręcz przeciwnie, uśmiechnął się lekko w końcu widząc emocje wylewające się z Sehuna.
- Chcę żeby on się dowiedział. O mnie. – Sehun zamilkł rozszerzając oczy. Spojrzał z niedowierzaniem na Kaia, jakby był kimś, kto ma niepoukładane w głowie. – Żeby sobie uświadomił, że nie przyjdziesz na każde jego zawołanie, bo jesteś zajęty kimś innym.
Blondyn przygryzł wargę przyciskając plecy do ściany. Dla Luhana był prawdopodobnie tylko narzędziem, czymś co straciło swoje pierwotne znaczenie. Kiedyś było inaczej. Kiedyś miał znaczenie. Teraz – coś się zmieniło. Sehun czuł to każdym skrawkiem swojego ciała. Mimo tego wracał tam z powrotem, mając nadzieję na lepsze jutro.
Najgorsze było to, że zdradzał sam siebie zataczając wielkie koło własnej frustracji i bezsilności.
Denerwujące, a jednak prawdziwe.
Młodszy podniósł wzrok kilkakrotnie mrugając ciemnymi rzęsami. Zanim się odezwał, przyjrzał się brązowym oczom Kaia przepełnionym skupieniem i… spokojem.
- W takim razie zrób to – powiedział cicho. – Ja już mam to wszystko gdzieś.
Z tymi słowami oparł głowę o zimną powierzchnię i spojrzał na sufit. Jego ręce opadły luźno wzdłuż boków pozwalając na ekspozycję obojczyków chłopaka. Sehun po raz ostatni spojrzał spod przymkniętych powiek na Kaia, po czym zamknął je pogrążając się we własnej, bezkresnej ciemności.
Jongin zbliżył się do niego całym ciałem, równocześnie przechylając lekko głowę. Palce zaciskające się przed chwilą na ramieniu chłopaka powoli powędrowały na jego kark. Druga ręka bruneta znalazła się na ścianie, tuż obok głowy Sehuna. On sam poruszył się lekko próbując zignorować dreszcze przebiegające jego skórę.
Jeśli chodziło o Kaia – było to bardzo trudne.
Jongin zachęcony słowami i postawą drugiego jeszcze raz się uśmiechnął, zanim wystawił swój język i przebiegł nim po jasnym obojczyku. Jego właściciel otworzył na moment oczy, czego zaraz potem pożałował – widok bruneta pochylonego nad jego własnym ciałem połączony z ciepłym oddechem jaki czuł na szyi sprawił, że jego mięśnie przeszyła ciepła fala podekscytowania.
- Oryginalnie – stwierdził, gdy poczuł tworzony na jego skórze wilgotny ślad.
Kai tylko mruknął cicho w odpowiedzi, przysuwając się jeszcze bliżej. Najwolniej jak tylko potrafił, przystawił swoje usta do boku szyi Sehuna, który zacisnął własne wargi. Wiedział, że gdyby Luhan coś zobaczył, zapewne oszalałby z zazdrości i Bóg jeden wie jeszcze czego.
Należało mu się. W sumie Jongin wybrał dobry sposób.
Z myśli wyrwały go usta chłopaka, które zaczęły z zachłannością ssać fragment jego skóry. Blondyn rozchylił usta wypuszczając z nich cichy wzdech. Czuł jak policzki rozgrzewają mu się jak na słońcu, chociaż jedynym najbliższym źródłem ciepła był Jongin.
Starszy dosłownie torturował jego szyję całując, zwilżając ją językiem i drażniąc zębami. To trwało zdecydowanie za długo. Sehun zacisnął dłonie w pięści całą swoją silną wolą powstrzymując się od dotknięcia nimi włosów Kaia – wyglądały na takie miękkie… Zwłaszcza teraz, kiedy mógł je oglądać z tak małej odległości.
Zanim zdążył nawet pomyśleć o podniesieniu ręki do jego głowy, brunet zdążył już odchylić się do tyłu znowu przybierając na twarz chytry uśmiech. Skanował teraz wzrokiem swoją ofiarę, która najwyraźniej zamierzała właśnie wypuścić z ust porządną wiązankę przekleństw – zamiast tego została stłumiona przez głęboki pocałunek.
Sehun w tej chwili najchętniej cofnąłby się z uścisku chłopaka – zamiast tego gorzko się rozczarował  przypominając sobie, że właściwie to wciąż ma za sobą ścianę. Jakby to co miał teraz na szyi nie było wystarczające do całego zestawu jego zażenowania. Cholerny Kai.
Ale to co teraz robił było zbyt  uzależniające, żeby to przerwać.
Blondyn przymknął oczy jeszcze bardziej rozluźniając swoje opuchnięte już wargi. Nie mogąc się powstrzymać wychylił się lekko do przodu i wplótł swoje palce w ciemne włosy chłopaka. Pociągnął je lekko, co skutkowało niskim dźwiękiem pochodzącym z gardła Jongina.
Kiedy w końcu się od siebie oderwali, Sehun wciąż obejmował rękami starszego. Odzyskawszy zasoby tlenu wystarczające do pozostania świadomym, wyciągnął dłoń i dotknął palcami swojej szyi. Kai spojrzał w tamto miejsce i widocznie zadowolony oblizał wargi.
- Jedna wystarczy? – spytał zachęcająco, podczas gdy drugi przewrócił oczami.
- Nienawidzę kawy. Nie chlej jej tyle.
Jongin zaśmiał się cicho przysuwając się do ucha chłopaka.
- Będziesz się musiał przyzwyczaić, przykro mi.
Sehun nie wyczuł ani trochę winy w tonie jego głosu. Niemal nie potknął się o własne nogi, kiedy moment później został pociągnięty w stronę sypialni.

poniedziałek, 1 kwietnia 2013

Tak szybko, jak tylko potrafisz ‹BaekYeol›

Tytuł: Tak szybko, jak tylko potrafisz 
Długość: 1.764 słowa - oneshot 
Pairing: BaekYeol    
Rodzaj: romans, fluff 
Rating: G 
Opis: Baekhyun znajduje małego kotka. Pokazuje go swojemu chłopakowi - ten jednak wydaje się nie być zachwycony puszystym znaleziskiem.

 



Z każdym kolejnym krokiem wyciągał nogę do przodu tak daleko, jak tylko się dało. Nie przeszkadzały mu gilgoczące jego policzki kosmyki złotych loków - powiewających delikatnie na wietrze wiosennego popołudnia. Jedyne co miał w głowie w tym momencie to śpiew rozradowanych ptaków, szelest zielonych drzew parku i wyobrażenie czekającego na niego chłopaka. Już nawet nie zwracał uwagi na pęki kolorowych kwiatów piętrzących się zaledwie kilka metrów dalej, po obu stronach asfaltowej alejki. Po prostu parł naprzód uśmiechając się do siebie w ten jedyny, głupkowaty sposób.
Park Chanyeol zwolnił odrobinę podnosząc wzrok na gałęzie brzozy. Tak jak jego włosy, falowały cicho przywodząc na myśl powierzchnię spokojnego jeziora. Taki relaksujący widok…
Zaabsorbowany intensywnością koloru listków skręcił w prawo, w boczną alejkę. Zaraz pożałował własnego braku uwagi napotykając na drodze mniejszą od siebie przeszkodę. Oczywiście, ze mniejszą – przecież to był Chanyeol.
- Matko przenajświętsza! Patrz przed siebie chłopcze..!
Zatrzymał się gwałtownie i nawet nie patrząc na ofiarę swojej niezdarności zaczął gorliwie się kłaniać mamrotając słowa przeprosin. Po upewnieniu się, że właśnie nieświadomie nie został młodocianym recydywistą przewracającym starsze panie ukłonił się po raz ostatni i popędził naprzód.
Właśnie mijał małą fontannę obleganą przez grupkę dzieci, kiedy w oddali ujrzał znajomą sylwetkę odwróconą do niego plecami. Postać przeszła jeszcze parę kroków i opadła na najbliższą ławkę zarzucając ramię na oparcie. Nogi luźno zarzucone na siebie przechylały się z boku na bok w rytm melodii grającej w głowie nastolatka.
Cały Baekhyun.
Na twarz rudzielca momentalnie wkradł się szeroki, choć trochę przerażający uśmiech. Ostatni odcinek drogi pokonał biegiem nie mogąc doczekać się umówionego spotkania. Jego długie nogi sprawiły, że dystans ten stał się zadziwiająco krótki - jednak tym razem uważnie patrzył czy nie ma przed sobą innych gości parku. Z taką prędkością ponowne zderzenie mogłoby się okazać trochę bardziej niebezpieczne od poprzedniego.
- Byun Baek! – zawołał radośnie raptownie przystając tuż przed wyciągniętymi kończynami starszego. Pęd biegu rozmierzwił mu fryzurę tworząc na głowie coś w rodzaju gniazda. Rozpromieniony podniósł rękę do góry żeby pomachać drugiemu – co z tego, że byli tuż obok siebie. Chanyeol wewnętrznie czuł, że musiał to zrobić. To było coś jak rozglądanie się na lewo i na prawo przed przejściem przez ulicę. Przyzwyczajenie.
Brunet podniósł zamyślony wzrok przerywając nucenie rytmicznej piosenki. Uśmiechnął się na widok zmachanego chłopaka.
- Aż tak ci się śpieszy? Jeszcze ci się nogi poplączą – parsknął Baekhyun podnosząc się z siedzenia. Przeciągnął się i strzepał kurz zalegający na jego spodniach. Spojrzał w świecące oczy drugiego – jaśniały teraz prawdziwym uczuciem szczęścia. Mogłoby się to wydawać dziwne, bo ostatni raz spotkali się zaledwie dzień wcześniej. Ale Chanyeol naprawdę cieszył się, że może spotkać tamtego ten kolejny raz. Każda minuta spędzona razem była w jakiś sposób specjalna.
Złotowłosy tylko wyszczerzył się jeszcze bardziej. Przysunął się do ciała niższego i skradł mu szybki całus w policzek pozostawiając twarz Baekhyuna w odcieniu różowych hortensji rosnących nieopodal. Niższy przygryzł wargę i chwycił dłoń Chanyeola.
Powolnym krokiem ruszyli wzdłuż długiej alejki.
*
- I mówisz że przyszliśmy tutaj po raz kolejny… Dla jakiegoś futrzaka? – Chanyeol jęknął żałośnie przykrywając twarz wnętrzem dłoni.  – Myślałem, że chodzi tutaj o kogoś innego… - Wskazał na siebie palcem wydymając wargi w uroczej ekspresji. Baekhyun aż zachłysnął się po raz kolejny widząc ogromne oczy młodszego otwarte do granic możliwości. Szybko popatrzył z powrotem na drogę unikając zabójczego wzroku. Dłuższe obserwowanie min Chanyeola mogłoby się dla niego źle skończyć. Już o tym wiedział.
- Nie tylko dla niego… Wiesz o tym dobrze – bąknął szurając butami o czarną powierzchnię. – Tylko przystaniemy na momencik, skoro już tutaj jesteśmy…
- Ja już to widzę, przystaniemy! Specjalnie mnie tu zaciągnąłeś, chociaż wiesz, że koty to nie moja specjalność... Założę się, że tak naprawdę to gruby zwierz z bogatego domu, który wykrada się do parku żeby wyżebrać od niewinnych ludzi puszkę kociego żarcia więcej. Mały dupek… Podstępny pchlarz – mamrotał pod nosem Chanyeol kopiąc po drodze małe kamyki. Niczym obrażone dziecko wepchnął ręce głębiej do kieszeni i pochylił nisko głowę wgapiając się w własne stopy. Długo nie pozostał w takiej pozycji, bo przeszkodziło mu w tym szturchnięcie w ramię pochodzące od Baekhyuna.
- Nie bredź, skoro nawet go nie widziałeś! Zamknij się już i chodź. To niedaleko. Spodoba ci się.
Z tymi słowami brunet pociągnął towarzysza w stronę trawnika. Stąpali miękko po zielonej trawie nie wytwarzając przy tym żadnych dźwięków. Podeszwy ich butów nie tarły już o powierzchnię betonu, wręcz przeciwnie – zatapiały się lekko zostawiając na świeżym dywanie podłużne wgłębienia. Wywołało to na twarzy wyższego lekki uśmiech. Uwielbiał zieleń.
- Długo jeszcze? – spytał niecierpliwie wychylając głowę do góry i na boki w poszukiwaniu czegoś godnego uwagi. Baekhyun przewrócił oczami i puścił rękę Chanyeola. Przystanął przy najbliższym drzewie pochylając się nisko nad ziemią. Przesuwał po niej wzrokiem w skupieniu marszcząc brwi – szukał charakterystycznej puszystej kuleczki, która powinna gdzieś się tutaj kryć.
Rudzielec patrzył z zaciekawieniem jak chłopak odgarnia długie pnącza wierzby zagłębiając się w wiszących w powietrzu listkach. Podszedł bliżej i zamknąwszy oczy oparł się plecami o masywny pień. Niech sobie Baek szuka zwierzaka, skoro tak bardzo chce. Tylko oby nie za długo. Dzień był zbyt krótki i piękny żeby go marnować na poszukiwania bezpańskiego futrzaka.
Chanyeol podniósł powieki słysząc tryumfalny okrzyk drugiego. Odepchnął się od drewna podążając za znajomym głosem. Przesunął delikatnie gałęzie zasłaniające mu widok i wychylił się ostrożnie za ramię klęczącego bruneta. Zamrugał zdziwiony kiedy jego oczom ukazał się mały, biały kociak – turlający się po trawie wraz z porządnie rozbebeszoną kulką czerwonej włóczki. Wyglądał jak garść mięciutkiego pierza z parą wielkich, zielonych oczu.
Baekhyun podniósł lekko głowę uśmiechając się promiennie. Spojrzał z dumą na minę wyższego w tym samym czasie przebiegając długimi palcami przez jasne futerko.
- Jest świetny, prawda? Pomyśleć, że nikt go jeszcze nie przygarnął. Gdybym mógł, już bym to zrobił… Co za życie – westchnął ciężko ponownie kierując oczy na urocze stworzenie -  dalej próbujące uśmiercić kłębek materiału swoimi malutkimi pazurkami.
Złotowłosy zmierzył kota sceptycznym wzrokiem. Przestąpił z nogi na nogę. To coś w domu jego chłopaka? Oj nie… Tego już by było za wiele. Już widział te czerwone szramy na ramionach, pamiątki próby zapoczątkowania przyjaźni między człowiekiem a kotem. W jego przypadku tak to się zawsze kończyło. Dlatego teraz pamiętał, żeby zachować odpowiedni dystans. Stał z boku obserwując radosne miny klęczącego i wydawane przez niego dźwięki adoracji.
- Baek… Często tu bywasz? – zapytał z zastanowieniem przechylając głowę.
- No w sumie tak… Od kiedy pierwszy raz go zobaczyłem po prostu nie mogłem do niego nie przyjść kolejny raz… Jest zbyt kochany. Tylko spójrz!
Chanyeol odskoczył do tyłu, gdy tuż przed jego oczami niespodziewanie pojawił się obiekt jego nie-sympatii trzymany przez niższego. Popatrzył z wyrzutem na bruneta ignorując jego  podstępny uśmiech. Co prawda kot nie był taki zły – ale mimo wszystko wrodzona nienawiść wygrywała. Chłopak odwrócił się na pięcie i wsadził dłonie do kieszeni.
- Baw się dalej ze swoim słodziakiem, ja idę na swoją umówioną randkę. Wrócę późno! – rzucił przez ramię wlokąc się z powrotem na deptak. Pogwizdując wymyśloną na poczekaniu piosenkę przeczesał włosy palcami i wynurzył się z kłębów gałęzi wierzby.
Nie to nie. Sam sobie pójdzie na spacer.
*
Baekhyun patrzył z niedowierzaniem na Chanyeola oddalającego się z wypisanym na twarzy fochem. Położył białego kota na trawie i po raz ostatni pogłaskał go po grzbiecie. Uśmiechnął się lekko rzucając włóczkę w przeciwną stronę. Teraz musiał poświęcić trochę uwagi większemu kociakowi.
Strzelił kostkami w palcach i ruszył za rudzielcem potrącając po drodze kępkę kwiatów. Nie przejął się tym jednak w krótkim czasie doganiając młodszego. Uczepił się jego ramienia ciągnąc je lekko na dół niczym dziecko błagające rodziców o przejażdżkę na barana. Wydął dolną wargę i wbił wzrok w wielkie, brązowe oczy.
- Yeol, no nie bądź taki… To tylko kot! Nie mów, że jesteś zazdrosny – zażartował potrząsając ciałem wyższego. Nie doczekał się odpowiedzi, więc znów szturchnął chłopaka w bok, samemu zataczając się od mocy jaką w to włożył. Wydał z siebie dźwięk pełen dezaprobaty.
Szli tak przez parę minut: Chanyeol, nie raczący wydusić słowa i Baekhyun skaczący wokół niego podczas nieudanych prób zwrócenia na siebie uwagi. Cała scena z pewnością wyglądała z boku dość komicznie – jakiś chuderlawy nastolatek próbujący wyciągnąć olbrzyma z wewnętrznej zadumy. Biedni ludzie osuwali się im z drogi obawiając się ciosu pochodzącego od nadpobudliwego Baekhyuna. Ten natomiast nie zwracał na nich najmniejszej uwagi będąc pogrążonym w wypełnianiu swojego zadania: udobruchać Chanyeola.
Zrezygnowany w końcu zatrzymał się tuż przed wyższym, stając mu na drodze. Chanyeol oczywiście tego nie zauważył pogrążony w swoich (z pewnością bardzo rozbudowanych i mądrych) rozmyślaniach. Moment później z zaskoczeniem zlokalizował oplatające się wokół niego drobne ramiona. Chcąc, nie chcąc, zatrzymał się centralnie w objęciach Baekhyuna, którego głowa spoczywała teraz na klatce piersiowej nastolatka.
Udając że tego nie zauważył, Chanyeol zaczął rozglądać się po okolicy zupełnie ignorując bruneta. Ten niemal natychmiast chwycił jego twarz i skierował na dół, ku swojej.
- No weź… Gdzie podział się twój entuzjazm? Obraziłeś się? A może chcesz, żebym cię głaskał jak tamtego kota?
Niższy wyszczerzył zęby w uśmiechu wpatrując się w oczy chłopaka. Po chwili jednak spoważniał widząc wyraz twarzy tamtego. Jego wzrok biegał wszędzie - unikał kontaktu wzrokowego. Pulchne policzki przybierały teraz coraz ciemniejszy kolor sprawiając że twarz Chanyeola wyglądała w tej chwili na bardziej dziecinną niż zazwyczaj. Całość pieczętowały kępki jasnych loków opadających mu na czoło.
Ten widok wystarczył, aby Baekhyun wypruwał sobie mentalnie wnętrzności powstrzymując się od niemiłosiernego maltretowania policzków wyższego. Z wielkim trudem odchrząknął i odsunął się nieco przygryzając wargę. Spojrzał szybko na twarz Yeola badając jej wyraz, po czym chwycił go za rękę i pociągnął za sobą, w stronę drewnianej ławki. Na miejscu zmusił chłopaka do siadu, a sam stanął przed nim podnosząc ręce do jego głowy.
Brunet zaczął energicznie mierzwić złote włosy uśmiechając się przy tym tak,  jakby właśnie bawił się z małym zwierzakiem. Głaskał, czochrał, bawił się policzkami… Przesuwał palcami po kosmykach napawając się ich zadziwiającą miękkością – tak niespodziewaną po facecie w tym wieku.
- Biedny, mały Park Chanyeol! Czujesz się odrzucony? Taka szkoda… Dobrze by było, gdyby ktoś cię przygarnął – Baekhyun przechylił głowę na bok posyłając miły uśmiech zdezorientowanemu chłopakowi. – Co powiesz na nowego właściciela?
Z tym zdaniem zaśmiał się głośno klepiąc się otwartą dłonią po piersi. Dalej chichocząc odwrócił się w połowie i zaczął dalej iść betonową alejką. Uderzył się parę razy w udo przywołując tym gestem siedzącego. Obrócił się całkowicie naprzód wtykając dłonie do kieszeni i kontynuując swój powolny chód.
- Na co czekasz? Pośpiesz się, albo znowu zostaniesz sam! Co jak co, ale ja cię nie porzucę. Choćbym miał na ciebie alergię.
Chanyeol patrzył nieprzytomnie na oddalające się plecy Baekhyuna. Po chwili uśmiechnął się do siebie kręcąc głową z niedowierzaniem. Przeczesał palcami swoje włosy, po czym wstał i pobiegł w kierunku starszego.
Tak szybko jak tylko potrafił.